środa, 5 czerwca 2013

Wolny dostęp - argumenty

Głównym problemem dzisiaj jest to, że każdy coś chce robić. Tak. Tak uważam, w przeciwieństwie do garniturowych ekonomów z radia i teleczegotam. Oni uważają, że bezrobocie, że nieróbstwo, że niedorozwój i niewzrost pekabe. A ja uważam inaczej. Taki jestem mądry.

Dlaczego współczesna ekonomia się wali? Bo nie ma wzrostu. Ot tautologia na miarę homo sapię. Potrzebny wzrost. Ale jaki wzrost, czego wzrost? Ponieważ sobie pstrykam namiętnie i wnikam w fotografię to widzę, że każdy teraz robi dobre zdjęcia, każdy robi je jak chce, coraz lepszym sprzętem, z coraz lepszymi pomysłami. W Azji, na Filipinach, Gruzji, Syberii, wszędzie ludzie robią fajne zdjęcia i dzielą się nimi (oczywiście każdy by chciał zarabiać ale nie w takim systemie przecież jak obecnie, ale o tym zaraz).
Nie tylko chodzi o zdjęcia. Zresztą, kiedy widzę zdjęcia, które wygrywają jakieś megakonkursy, a nawet małe konkursy to mam wrażenie, że różnią się od innych syberyjskich i filipińskich, oraz polskowiejskich tylko tym, że eksploatują jakieś telewizyjno-przaśne tematy, niczym innym, a już na pewno nie wartością artystyczną. No ale znowu nie o tym... Bo to samo tyczy się innych dziedzin. Powstaje tak wiele świetnej, inspirującej i ciekawej po prostu muzyki, że gdybym miał kupować płyty od soniego to chyba nie wiem co... Zjełczałyby mi uszy.

To na przykładzie muzyki najlepiej widać, że współczesna ekonomia nie ma sensu. Technologia idzie do przodu w tym sensie, że coraz większej liczbie ludzi umożliwia wyrażanie twórcze. Tymczasem telemolochy sprzedawać chcą tego samego jak najwięcej, dlatego kreują kicz za kiczem i kiczem dopychają jakby my gęsi do tuczenia... A my nie gęsi, swój język mamy, swoją twórczą wyobraźnię. Choć oczywiście każdy by chciał sprzedawać... No ale nie o tym! Zresztą kicz nie jest zły, ale nie samym kiczem na boka człowiek żyje! W czasach biblijnych był chleb, jako wszelkie tło wszelkich wydarzeń, teraz jest kicz jako parafraza chleba. Mówić jednak ciągle o chlebie i ciągle żywić się kiczem to jakby cały czas leżeć i drapać się po dupie. Bez sensu, choć czasem może i fajnie.

Więc konkludując niekonkluzywności wszelakie, aha, jeszcze na przykład śmierć dziennikarstwa - no przecież dzisiaj każdy mógłby być dziennikarzem, każdego stać na refleksję na poziomie pogodynki, prezentera. I zresztą kwitną nam vlogi, blogi, śmogi. I pokochaliśmy je bardziej niż niejednego Durczoka i wielbłąda. To fajne, bo stajemy się trochę bardziej społeczni mimo wszystko dzięki temu, że się dzielimy, że każdego stać na to, żeby zrobić megaprymitywnego vloga o tym jak rozpakowuje kosiarkę, którą zamówił sobie przez internet. Naprawdę, to jest bardziej społeczne niż praca w fabryce konserw i spędzanie wieczorów przed telewizorem. I bardziej optymistyczne na przyszłość.

Dlatego nie jestem zdania, że wszyscy internetowi frustraci, vlogerzy od siedmiu boleści, zakupoholicy internetowi powinni wziąć się do roboty i iść na etat do korporacji, która wydzwania o każdej godzinie dnia i nocy, bo chce wcisnąć abonament, kredyt i "nową wspaniałą ofertę" - i, że tylko to daje wzrost pekabe. Wręcz przeciwnie, to z kreatywności małych ludków tworzą się potęgi, kiedyś pucybut stawał się przemysłowcem, dzisiaj byle vloger staje się celebrytą... No ale też cała masa opajęczona siecią małych twórców tworzy nowy produkt, nową społeczną pracę i sprzedaje ją, niby za darmo, a tak naprawdę za wszystko co bierze, czy jest w stanie wziąć w zamian. Wymiana, wolny dostęp to prawa tego rynku. Nowego rynku, który częściowo przenika się i będzie przenikał oraz przekładał na pekabe i pekaes(?), ale częściowo pewnie zakwitnie czymś nowym.

Dlaczego jednak, skoro każdy chce coś robić, to grzęźniemy w bagnie? O tym jednak już w następnej bajce.